
Poznaj bliżej mnie i moją twórczość
Kim jestem? Cześć, mam na imię Paulina. Na co dzień mieszkam w Krakowie, ale sercem blisko mi do Portugalii. Zajmuje się malowaniem płytek ceramicznych wszystkimi odcieniami nieba. Zanim powstała moja marka AZUL, marzyłam przez długi czas by mieć własne cztery ściany i urządzić je po swojemu.
Moja historia
W 2015 roku kupiłam mieszkanie w stanie deweloperskim i wielka radość mieszkała się z poczuciem przytłoczenia. Inspiracje (wtedy czerpałam je z Google, o Instagramie nie słyszałam 😉 ) mieszały się z dobrymi radami znajomych: “Zrób tak, a tak nie – bo będziesz żałować”. I zgrzytało mi to. Bo czułam od początku, że chcę mieszkać po swojemu. Że chcę stworzyć dom, który będzie żywą tkanką, który będzie się zmieniał, bo ja się też zmieniam. Moje potrzeby się zmieniają i mój gust się zmienia. Urządzanie własnego mieszkania to proces. I godzę się z tym, że może nigdy go nie ukończę.
Marzyłam o miejscu, gdzie wpasuje się i kilka mebli z domu rodzinnego (kwietnik na których w domu babci stał wielki aspargus jest teraz moją szafką nocną), szpargały z targu staroci do których mam słabość, książki, które i czytam i zbieram i układam kolorystycznie (zdarza mi się nawet wąchać nowe egzemplarze) i ceramika Bolesławiec, która jest i piękna i praktyczna i… niebieska! (a ja uwielbiam niebieski kolor 😉 ).
Dlaczego malowane kafelki?
Wiedziałam, że w moim mieszkaniu będzie kolorowo. Świat bywa szary, pogoda bura, a Kraków przez wiele tygodni zakrywa smog ciężką kurtyną. Już dawno odkryłam, że kolory przynoszą mi radość. I że dzień, który jest nawet “taki sobie” z gorącą herbatą zaparzoną w kubku ręcznie malowanym w bolesławieckie jaskółki jest jakby znośniejszy. Że żółty kolor wprowadza słońce do salonu nawet w wietrzne listopadowe popołudnie. Że błękit wycisza. Że otaczanie się zielenią trochę koi tęsknotę za naturą, która w miesiącach pandemii była tak dojmująca. Kolory mogą się znudzić. Jasne. I mają prawo. Tak jak może się znudzić grzywka na bok czy trampki z cholewką. Są też kolory uniwersalne – niebieski i zielony – które nie znudzą się nigdy. Bo jak mogłoby znudzić się błękitne bezchmurne niebo nad łąką na której kwitną chabry?
Pamiętam z dzieciństwa pachnący kwiatami lipy i kompotem truskawkowym dom mojej babci Marianny. Na brzoskwiniowych ścianach pokoju w którym spałam były namalowane wałkiem białe wzory. Jako dziecko wpatrywałam się w nie jak zahipnotyzowana. Chciałam koniecznie wytropić jakiś element niepasujący, jakąś pomyłkę. Nie wyobrażałam sobie wtedy jakim cudem można mieć wzór na ścianie tak równiutko namalowany.
Malować azulejos nauczyłam się w Portugalii. To było 7 lat temu, a ja nadal pamiętam jak jechałam autem na drugi koniec Europy z myślą, że nauczę się malować kafelki, kupię materiały, zabiorę je ze sobą do Krakowa i… sama sobie zrobię ściany marzeń 😉 I cóż… nie było tak łatwo jak się spodziewałam… Po wielu godzinach siedzenia jak mnich w skryptorium, kilku wypałach i jednym niewypale (piec odmówił współpracy), na widok gotowej ściany pomyślałam: “warto było!”
Wzór wymyśliłam od razu. Miał przypominać ten ze ścian z domu babci. I tak powstały pierwsze kafelki. Znajomi patrzyli na mnie z przymrużeniem oka, że “jak to kafelki sobie namaluję? W Castoramie żadne mi się nie podobają czy co?”, ale dopięłam swego.

Mam kafelki malowane na ścianie. Są piękne. I takie jak chciałam, nie z taśmy, nie “kopiuj-wklej”, nie z chińskiej fabryki, nie bezimienne, nie jakiekolwiek. Są DOKŁADNIE takie jak chciałam. Niby na każdej płytce wzór jest taki sam, ale jednak pociągnięcia pędzla są różne. Czasem kobalt jest mniej, czasem bardziej nasycony. Czasem jakaś kreska pojawia się tam gdzie miało jej nie być. Moje kafelki nie są idealne, ale też nie mają być idealne. Malowałam je ręcznie. Każdy osobno. Przez długie godziny. Teraz przynajmniej nie muszę ich impregnować, szorować, kupować dla nich specjalnych detergentów. Jeśli ochlapie je trochę sosu – nie szkodzi. Jeśli prosto na nie bucha para z czajnika i się na nich malowniczo skrapla – nie szkodzi. Im nic nie zaszkodzi! Mogą trwać i 500 lat!
A Ci znajomi co niedowierzali? Teraz szeroko otwierają oczy i mówią “wow! takich kafli to nigdzie nie ma!”
Markę AZUL tworzę od 2017 roku. Sprawiam, że kolor niebieski towarzyszy moim klientom każdego dnia. Że ich mieszkania są wyjątkowe, inne niż w katalogu, inne niż w sieciówce, inne niż u koleżanki i u sąsiadów.
Wzory mogą być i dyskretne, delikatne jak babie lato albo pełne energii jak podwójne espresso, i do tego wibrujące kolorem.
I rozumiem, że cała ściana, kafelkowy total look, to czasem może być zbyt wiele. Jeśli wykafelkowanie dużej ściany nie pasuje do Twoich wyobrażeń o pięknym domu, proponuję i pokazuję jak można moje kafelki wykorzystać w inny sposób – jako kolorowe akcenty, dekory, które nadadzą kuchni/łazience/korytarzowi sznyt wyjątkowości. Jako obraz zawieszony w ramce albo choćby jeden pojedynczy malowany kafelek na który co rano odstawisz filiżankę kawy…
AZUL i ja w mediach
Zobacz materiały medialne dotyczące mnie, moich kafli i marki AZUL!
Materiał dla “Dzień Dobry TVN”
Na zaproszenie DDTVN opowiedziałam o początkach swojej pasji.


Jestem Kobietą Krakowa od 2021 roku
‘Współpraca zamiast rywalizacji’ – to nasze motto.