Maria Keil to artystka portugalska, ceramiczka, autorka wielu prac na które możesz natknąć się odwiedzając Lizbonę. Jej kafelki zobaczysz jadąc metrem albo błądząc w okolicach Mostu 25 kwietnia. I w Muzeum Azulejos też ją spotkasz! Kim była? I czym mnie zachwyciła? I co ma wspólnego z Ondą, moją nową kolekcją płytek?
Kim była Maria Keil?
Maria Keil urodziła się w 1914 roku w Silves w regionie Algarve (znanym z plaż ukrytych wśród skał, malowniczych jak z pocztówki). Artystką była wielostronną. Malowała, projektowała meble, scenografię, tkaniny, ilustrowała książki dla dzieci, ale najwięcej Portugalia zawdzięcza jej pracom nad azulejos.
Studiowała na ASP, ale po 3 latach doszła do wniosku, że to nie jest miejsce dla niej. Jak dziwnie by to nie brzmiało, studiując na Akademii nie miała kontaktu z prawdziwą sztuką. Sama w wywiadzie wspomina, że w trakcie studiów nigdy nie widziała nawet książki z reprodukcjami. Ambicją jej koleżanek było uzyskanie dyplomu i zatrudnienie się jako nauczycielki. A ona nauczycielką być nie chciała (potem na jakiś czas nią została, ale już na własnych warunkach, prowadząc zajęcia z ilustracji). Za namową Francisco Keil do Amaral, którego poślubiła w 1933 roku, rzuciła studia i… nauczyła się wszystkiego w praktyce.
Z mężem-architektem współpracowała niejednokrotnie. On projektował budynki – ona je dekorowała. I mówiła: „Doszłam do wniosku, że nie warto kontynuować malowania, świat jest pełen dobrego malarstwa […] Architektura to bardzo poważna sprawa, uważam, że bardziej przydatne jest robienie rzeczy dla architektury”.
Azulejos na nowo
Maria Keil azulejos zaczęła malować w latach 50. XX wieku i stała się jedną z najbardziej cenionych autorów nowoczesnych azulejos. I nie muszę chyba dodawać, że była jedyną kobietą w tym gronie! Oczywiście byli tacy, którzy nie podzielali jej entuzjazmu do malowania kafelków. “Malarka nie zniża się do tego [azulejos]. Teraz płytki ceramiczne to chiński biznes” – mówili jej. Ale ona najwyraźniej miała to w nosie! I dobrze!
Całą twórczość skoncentrowała wokół figury ludzkiej zestawionej z formalnym, często geometrycznym tłem. Na upartego można doszukać się surrealistycznej narracji w jej kompozycjach, ale zostawmy ten motyw. Maria projektowała nową rzeczywistość, w której płaskie plamy koloru i proste geometryczne kształty często obrysowywała linią.
Artystka nadała geometrii niezwykłą wartość, łącząc klasyczne motywy (np. przedstawienia morza) z nowoczesnym minimalizmem. W jej pracach nie ma chłodu. Forma jest okrojona, ale nie martwa, kwiatowa ale bez lirycznego ornamentu. O jej twórczości ktoś pięknie napisał: “Nie jest to gra mózgowa ani matematyka w jej elementarnym znaczeniu, to przede wszystkim język plastyczny i zakorzeniona w człowieku wrażliwość.”
O mar
Maria Keil wymyśliła własny język dla azulejos. Wzory dotąd popularne zastąpiła konstrukcjami przestrzenno-optycznymi. Jej pierwsza ważna praca w tej dziedzinie pochodzi z lat 1958-1959 i nosi tytuł O mar (Morze). To morze widziane oczami Marii znajdziesz na Av. Infante Santo. Wystarczy, że przespacerujesz się od Bazyliki Estrela w kierunku Tagu. Bez biletów, bez tłumu turystów.
Maria zastosowała tutaj charakterystyczny dla siebie wyraźnie symboliczny chromatyzm. Nad całością dominują zielenie i błękity (pamiętasz, że to kolory uniwersalne pasujące do wszystkiego i do siebie nawzajem?). Poza tym, że od początku istnienia techniki azulejos oba kolory były popularne (zielony mniej, ale był obecny) to jak żadne inne kojarzą się z paletą barw morskich.
Maria wśród geometrycznych kształtów namalowała rybaka z dzieckiem, łodzie i muszle. Ja na własne potrzeby w głównej figurze widzę personifikację Morza a nie rybaka, ale nie będę się kłócić z badaczami 😉
Moja inspiracja Marią Keil i jej azulejos
Muszle z panelu O mar zainspirowały mnie do namalowania własnych zgeometryzowanych form. Nie opierałam się na pierwowzorze z lizbońskiej ulicy a na starych rycinach. Chciałam jednak uzyskać podobnie uproszczoną geometryczną formę. Zastosowałam swoją ulubioną gamę kolorów czyli błękity i zielenie. To chyba kolejne, co mam wspólnego z Marią. Nie wiem tego na pewno, ale patrząc na jej prace, myślę, że te kolory były i jej wyjątkowo bliskie.
Lizbońskie metro to dzieło sztuki!
“Mój mąż i ja często pracowaliśmy za darmo, tylko z miłości do sztuki. Nie byliśmy ambitni. Praca dla Metropolitano na przykład nie była opłacana. A to było 19 stacji!”
Mąż Marii był odpowiedzialny za budowę lizbońskiego metra. Któregoś dnia wrócił do domu i przyznał żonie, że brakuje pieniędzy na ukończenie prac. A ona zapytała czemu by nie wykorzystać… azulejos? Stwierdziła, że to “tania (!) sztuka, efektowna, adekwatna do wykorzystania w przestrzeni publicznej”. Ówczesny dyktator (prezydentem oficjalnie zwany) Salazar zarządził, że azulejos nie mogą być figuratywne. Nie wiem czemu, a to ciekawy wątek… Wiem natomiast, że abstrakcyjne gry z optyką jakie w swojej twórczości uprawiała Maria wpasowywały się idealnie!
Francisco Keil nie chciał betonowych podłóg i murowanych ścian. Rozważał przez chwilę evinel (szklaną mozaikę z małych odłamków brudzącą się szybko, ale przynajmniej łatwą do czyszczenia). Architekt przyjaźnił się z właścicielami fabryki Viúva Lamego (najstarszej w Portugalii), których zachwycił pomysł by w projekcie metra wykorzystać kafelki. Te projektować i malować miała Maria. Niektóre źródła piszą, że Maria pracowała zupełnie za darmo, inne, że dostawała śmieszne pieniądze. Nie wiem jak było naprawdę. Na pewno jednak artystka się nie wzbogaciła na tej pracy! Oczywiście koledzy-artyści wypominali jej, że artyści nie powinni zniżać się do poziomu malowania czegoś tak niegodnego jak azulejos..
Policzek wymierzony po latach
Kiedy lata później Lizbona inwestowała w rozbudowę metra zaproszono do współpracy artystów, którzy mieli zaprojektować ceramiczne dekoracje. Marię jednak pominięto! Czuła się tym na pewno dotknięta. Kiedy zasugerowano jej, że może odpowiedzialni za drugi projekt metra nie dopatrzyli się jej sygnatury na wcześniej otwartych stacjach i zwyczajnie nie byli świadomi jej wkładu odparła: “w dużych firmach nie podtrzymuje się pamięci”.
Swój wkład podsumowała słowami: “Moje stacje nie są ani ładne ani brzydkie. Ale nikt nie wykonał pracy, którą ja wykonałam, obejmując wszystko. [Oni – inni artyści] Robią tu śliczną drobiazg, tam robią śliczną dekorację. Są artystami! Ale ja nie byłam, ja byłam robotniczką. I pewnego dnia, kiedy miała powstać druga część, zadzwonili do mnie z metra. Byłam szczęśliwa! Potem zostałam nazwana głupią 50 razy. Przecież nie mieli mi dać stacji, chcieli, żeby narysowała portret zmarłego w międzyczasie inżyniera Melo e Castro. Budowali dużą salę recepcyjną i chcieli umieścić portrety prezydentów. Ponieważ poznałam kiedyś osobiście inżyniera Melo e Castro wybrali mnie do tego i dali kilka zdjęć. A ja myślałam, [że dzwonili] żeby mi dać do zaprojektowania stację metra. A dzwonili do wszystkich ważnych i wielkich. Do artystów przez wielkie “A”.
Wnętrzarskie talenty Marii
Na przełomie lat 40. i 50. Maria Keil zwróciła się też w stronę architektury wnętrz. Artystka zawsze czuła, że to obszar w którym pod względem estetyki i funkcjonalności było jeszcze wiele do zrobienia. Keil ciągnęło w stronę czegoś co współcześnie określamy jako eklektyzm. Nie odcinając się od korzeni wprowadzała do przestrzeni formy super nowoczesne i miksowała je z folklorem. Zaprojektowała m.in. wnętrza do Pousada de S. Lourenço, pięciogwiazdkowego hotelu znajdującego się na górze Serra da Estrela.
Jeśli znasz portugalski, przeczytaj wywiad z Marią Keil, warto!
Napisz komentarz